Otworzyła
oczy, otrzymując widok nieznanego sobie miejsca. Poranne, jasne światło
wpadające do pomieszczenia ukazało szkody wyrządzone przez wampirzycę, która teraz
leżała na miękkim łóżku, a niedaleko niej, na białej kołdrze widniała plama
krwi. Przeciągnęła się, zerkając ukradkiem na niedbale rzucone na ziemię ciało
jakiejś całkiem młodej dziewczyny, wciąż niedowierzając w łatwowierność
niektórych ludzi.
Spacerowała nocą ulicami Mystic Falls,
po tym jak opuściła Stefana i Elenę. Wcześniej wysłała wiadomość Damonowi z
załącznikiem przedstawiającym pocałunek jego brata z, także jego, dziewczyną, z
czego była usatysfakcjonowana.
Nie spodziewała się, że po drodze
zaczepi ją roztrzęsiona i zapłakana kobieta w średnim wieku prosząc o pomoc. Z
jej bełkotania zdołała wyłapać jedynie, że jej mąż się zranił i potrzebowała
kogoś, aby pomóc przenieść go do samochodu, bo sama nie zdołała dać rady.
Stwierdziła, że skoro sama chętnie zaprasza ją na darmową kolację, nie będzie
odmawiać. Dziewczyna zgodziła się i ruszyła za nic nie świadomą osobą, która w
czasie niedługiej drogi do swojego domu, zaczęła coś paplać o tym, że po karetkę
dzwonić nie może, bo rachunków nie zapłacili i wczoraj prąd odłączyli, a
baterie w telefonach im padły. Mówiła coś więcej, ale Caroline jej już nie
słuchała.
- To tutaj – szepnęła i szybko ruszyła
w stronę drzwi domu. Otworzyła je gwałtownie i weszła do środka, zostawiając za
sobą blondynkę, która stanęła przed wejściem. Zniknęła jej na chwilę z oczu,
ale w ciągu kilku sekund była z powrotem.
- Proszę! Wejdź i pomóż nam –
krzyknęła, patrząc na nią błagalnie. Caroline uśmiechnęła się i przekroczyła
próg, w wampirzym tempie znajdując się przed kobietą i wtapiając kły w jej
gardło. Po tym, jak z nią skończyła ruszyła za zapachem krwi, który okazał się
docierać z kuchni, gdzie siedział na podłodze brązowowłosy mężczyzna z
siwiejącymi już pasmami na głowie, trzymając się kurczowo za nogę.
Kiedy myślała, że więcej nikogo nie ma
i zbierała się do wyjścia, usłyszała, że ktoś otwiera okno w górnej części
domu. Ruszyła więc schodami, wciąż używając swojej nadprzyrodzonej mocy i
chwytając takie dźwięki, jak szuranie krzesła, czy rzucanie czegoś na ziemię.
Pchnęła przymknięte drzwi od pokoju, w
którym wyłapała ruch i ujrzała leżącą na łóżku młodą postać. Dziewczyna
podniosła głowę, szybko siadając.
- Kim jesteś? – zapytała nerwowo,
patrząc na Caroline przestraszonym wzrokiem.
- Ja? – zadała pytanie, uśmiechając
się szeroko. – Twoją śmiercią – przeraźliwy krzyk nastolatki przeciął ogłuszającą
ciszę w pokoju, a następnie rudowłosa osóbka znalazła się na podłodze, leżąc
zapomniana wraz z kurtką, którą wcześniej tak samo rzuciła.
Przeszła się
do kuchni, czując się swobodnie jak we własnym domu, omijając wykrzywione pod
dziwnym kątem wysuszone z krwi ciało i zajrzała do lodówki. Jakież jej było
zdziwienie kiedy zobaczyła kilka torebek krwi. Wyciągnęła jedną, sprawdzając,
czy aby na pewno się nie pomyliła, ale nie było takiej opcji. Wzięła łyka, ale
skrzywiła się z niesmakiem i odłożyła woreczek z powrotem na półkę.
Do
czegokolwiek krew by potrzebna nie była, nikt nie trzymał jej normalnie z
jedzeniem w lodówce. Chyba, że w domu znajdował się wampir. Ale przecież cała
trójka była ludźmi. Caroline westchnęła, dłużej się nie chcąc nad tym
zastanawiać i w momencie kiedy miała zamiar opuścić dom, poczuła pchnięcie i
została rzucona z siłą i prędkością godną wampira na ścianę. Poczuła jak młody
chłopak łapie nią za gardło.
- Zabiłaś
moją… rodzinę – wywarczał, patrząc na nią z nienawiścią. Blondynka nie czekając
dłużej, kopnęła wampira w brzuch i uwalniając się z uścisku wyrwała drewnianą
nogę z krzesła stojącego nieopodal. Brunet otrząsnął się i ruszył na nią z
wściekłym okrzykiem, po czym nadział się na kawałek drewna.
Caroline
pomyślała, że musiał zostać przemieniony niedawno, bo zachowywał się bardzo
dziko i nierozważnie, nie zauważając śmiercionośnego narzędzia. Ale
prawdopodobnie przyćmiła go chęć zemsty, co jednak i tak nie usprawiedliwiało
takiej lekkomyślności.
Rzuciła
ostatnie spojrzenie na bałagan, jaki po sobie zostawiła i opuściła dom, nie chcąc,
aby ktoś powiązał ją z wydarzeniami, które miały tutaj miejsce.
۞ ۞ ۞
Damon z
wściekłością wyłączył video nadesłane przez Caroline. Najbardziej rozjuszył go
jej komentarz ‘Czyż nie są słodcy? Jesteś
ciekawy liczby jej wspomnień związanych z nim w jej głowie, kiedy ty i ona
dzielicie minimalny procent w stosunku do nich? W końcu, to ona pozbyła się
ciebie ze swojego umysłu. Aż prawie mi cię żal.’ Gdyby tylko znalazła się w
jego pobliżu, z chęcią dorobiłby sobie z
nią kilka nowych wspomnień, niekoniecznie przyjemnych. I nie obchodziło go
to, że pozbawiła się człowieczeństwa i rzucała gorzkie słowa z wielką
przyjemnością, chcąc ranić innych, bo to podziałało, a jemu nie podobało się,
że miała rację.
Uniósł wzrok
w stronę drzwi, słysząc nadchodzące kroki Bonnie, która jak weszła, spojrzała
na niego podejrzliwie.
- Coś nie
tak? – spytała, obserwując jego twarz wykrzywioną w grymasie gniewu. Brunet zamknął
oczy, dając sobie sekundę na ochłonięcie i uśmiechnął się na swój
niepowtarzalny sposób, odpychając na bok myśli dotyczące jego dziewczyny. Miał
teraz ważniejsze sprawy. A raczej jedną konkretną.
- Nieważne.
Teraz to nie ma znaczenia. Masz coś? – jego głos był zabarwiony nadzieją. Ledwo
wyczuwalną, ale Bonnie ją dosłyszała.
- Niestety.
Nic nie wiem o tym całym więziennym świecie, aby móc kogoś stamtąd wyciągnąć.
Jedyną osobą, która mogłaby nam pomóc jest…
- … Kai –
dokończył za nią.
Czarownica
kiwnęła głową, przytakując. - Właśnie. Ale jeżeli myślisz, że zamierzam zwracać się z prośbą o pomoc do niego, to zacznę się zastanawiać jak przetrwałeś tak długo, będąc tak naiwnym.
- Bonnie… -
rzucił ostrożnie brunet, patrząc jej prosto w oczy.
- Nie –
odpowiedziała stanowczo. – I nie patrz tak na mnie. Nie chcę mieć z nim nic
wspólnego. Zapomniałeś, że on mnie tam zostawił?
- Oczywiście, że nie. Okey, nie rozmawiajmy o tym teraz – westchnął. Sięgnął po burbon’a, chcąc na tą
chwilę zakończyć temat i kiwnął ręką ze szklanym naczyniem w stronę dziewczyny.
– Pijemy?
- Raczej
spasuję – odparła, nie mając ochoty na alkohol. Wzruszył ramionami, w geście nie wiesz co tracisz oraz więcej dla mnie i usiadł przy stole.
- W takim
razie ja się napiję, a ty zrób naleśniki, skoro już tutaj jesteś.
۞ ۞ ۞
۞ ۞ ۞
- Jak
myślisz, ile jeszcze będziemy tu siedzieć? – mruknęła dziewczyna, opierając się
o skałę. Była zmęczona, brudna, przez to, że tak często błądziła po lasach i jaskiniach,
a jej jedynym towarzystwem była matka braci, z którymi miała przyjemność się
pobawić. Jakkolwiek źle nie było w tym prawdziwym świecie, tutaj było znacznie
gorzej.
- Nie wiem.
Musimy po prostu czekać – odpowiedziała jej kobieta siedząca kilka metrów dalej,
przeglądając jakieś papiery i nie podnosząc nawet wzroku. – Ale czuję, że to
już niedługo.
- Szkoda, że ciężko w to uwierzyć słysząc to z dziesiąty raz – prychnęła brunetka, zmieniając
pozycję.
- Musisz być
cierpliwa – mruknęła, a następnie nastała cisza, przerywana jedynie odgłosem
przewracanych stron zżółkłych już kartek.
۞ ۞ ۞
۞ ۞ ۞
- Dodzwoniłeś
się do niej? – Salvatore usłyszał pytanie Eleny, kiedy jednocześnie ze
słuchawki padły słowa:
- Witam was z
wielką niechęcią. Tak bardzo pragniecie usłyszeć mój głos? – zaśmiała się,
wiedząc, że przełączył ją na głośnomówiący, skoro oboje dobijali się do niej
tak długi czas. – Dziś wasz szczęśliwy dzień, macie dziesięć sekund zanim
stracicie tę szansę.
- C-co? –
zapytała zmieszana dziewczyna. – Caroline, gdzie jesteś?
- I gdzie się
wybierasz? – dodał pośpiesznie blondyn.
- Gdzie
jestem? W samochodzie. Gdzie jadę? Jeszcze nie obrałam konkretnego celu,
chociaż nie sądzicie chyba, że bym go wam zdradziła? – zagadnęła, jednak nie
oczekiwała odpowiedzi. – Wiem, że chcielibyście jeszcze pogadać, ale i tak
przekroczyliście limit, więc żegnajcie – kończąc zdanie, Caroline otworzyła
okno, wyrzucając za nie komórkę i słuchała przez moment jak się rozpada, nigdy
nie będąc już zdolną do użytku.